11 czerwca 2021. Wspomnienia.

Wstałem o godzinie 2.27 rano. Zebrałem się na pociąg o 3.14 rano aby dotrzeć do Warszawy na skatepark. 

Czemu jadę na skatepark do Warszawy? Bo ktoś z młodych chciał a ja jestem wdzięczny za pomoc i pokazywanie mi trików. Zresztą zadzwonili kilka razy i w końcu powiedziałem że dziś nie dojadę ale jutro postaram się. 

No więc nastało "jutro" po telefonie o 7 rano i innym o północy abym pojechał.  Zapakowany w plecak pełen ochraniaczy i wałówki wyruszyłem. 

Pociąg był pełen a ja chciałem spać.  W efekcie końcowym musiałem długo zmieniać przedziały w wagonie by znaleźć pusty przedział do którego w końcu w Sochaczewie wsiadł tradycyjny starszy ojciec rodziny. 

No to tośmy pogadali z panem ojcem piątki dzieci. On mi opowiadał że lgbt i geje to spisek masonerii bo oni sami nie domagają się praw. W opowieści potwierdzam tezę mężczyzny. Nie domagają się i trzeba samemu zajść na kongres np. homorodzin by usłyszeć że geje w Polsce nie mają szans na adopcję dzieci i że ci chcąc adopcji wyprowadzili się 50 czy 100 km dalej do Niemiec.  

Ja mu opowiadam że część z młodszych pokoleń nie ma szans na przeżycie jako osoby heteroseksualne bo wychowanie dzieci dzisiaj jest już inne i są one narażone na rozmaite przemocowe zachowania które mu opisuję. Mówię też uczciwie jak wygląda sytuacja gdy zwrócisz dzieciom uwagę na coś a dzieci zaczną takiemu dorosłemu grozić albo w ogóle nagrają go do internetu.  

Opisuję jak mam "fejma" że nie umiem niektórych trików zrobić i że usłyszałem na ulicy od przechodniów o trikach jakich nie umiem bo tak ten fakt mocno nagłośniono w okolicy że dotarło to do przypadkowych ludzi. Nie jestem z tego powodu zły a filmiki są śmieszne. 

Dojeżdżam kolejką na skatepark który okazuje się wielkim. Skejterzy trzaskają salta na hulajce do przodu i do tyłu.  Samemu walczę z basenem z gąbkami. Nic do niego nie umiem skoczyć ale próbuję skorzystać. Uczę się podstaw jazdy na rampach. 

Wybijam sobie palce przy trikach z podrzucaniem hulajnogi. Oglądam triki innych skejterów bo są ambitne i grube. To są lata praktyki a ja przy nich nawet nie umiem zjechać z dużego rollina czy większych przeszkód. W różnych miejscach wiszą tabliczki aby mierzyć siły na zamiary albo że z podestów na dużych wysokościach korzystać mogą ci którzy tam wjadą. 

Staram się nie przesadzić i ranię się tylko raz. Idę do biura medycznego gdzie dostaję opatrunek.  

Chcę odkupić od jednego z najbardziej popularnych zawodników jego popękany podest do hulajnogi.  Najpierw chce mi go sprzedać i jadę po gotówkę ale potem zmienia zdanie. 

Myję się dokładnie i jadę na obiad (na skateparku nic nie mieli dla wegan). Warszawa okazuje się miejscem najgorzej zaopatrzonym w zdrową żywność.  Nie idzie jej kupić. Bezowocnie pytam przechodniów o jakieś "żarcie na weganie" a potem w CH Blue City jem coś niedobrego co miało być wegańskie i pikantne. 

Opr. Adam Fularz
 


--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl

Komentarze

Artykuły