Zielona Góra
do Prezesa RMZarzut ekonomisty o szkody kolateralne tzw. septycznego stylu życia zalecanego przez rząd RP
Szanowni Państwo,
Przypominam że w listopadzie 2019 roku pytałem MZ o panujący dziwny wirus związany z gardlem i oskrzelami- nie odpowiedziano, dopiero po wystapieniu do Prokuratury Krajowej.
Ponawiam zarzuty że ludności przedstawia się "dziwne zalecenia"- wobec władz RP, zwłaszcza ministra zdrowia. Odpowiedzi tego organu, które są wg mnie nie na temat tychże zarzutów, dołączam.
Oto jakie stanowisko na zarzuty przedstawiło MZ na pismo z dn.31.3.2021:
Jako osoba wychowana w środowisku lekarzy, zauważyłem że ta grupa zawodowa cechuje się większym poziomem germofobii, bakcylofobii, bakteriofobii niz inne grupy społeczne. Jako ekonomista mam wrażenie przesady. Sądze że opieranie decyzji gospodarczych na poglądach osób mających fobie- nie jest racjonalnym wyborem. Opieranie się o opinie lekarzy którzy są często chorzy na owe fobie, lub mają skłonności w kierunku fobii bakterii i wirusów. nie jest rozważne. Domagam się odsunięcia osób mających nieuzasadnione fobie- od podejmowania decyzji.
Zmuszanie do jedzenia brudnymi rękoma
Weźmy przykład restauracji i barów. Te działają na wynos. Klienci nie mogą umyć rąk przed posiłkiem, nie mogą jeść czystymi sztućcami. Ja sam mniemam że zaraziłem się jedząc gdzieś na polu brudnymi rękoma (choć w tej miejscowości zwykle skorzystałbym ze zwykle pustej gospody na odludziu). Jedyną opcją dla osób korzystających z restauracji na wynos, jest umycie rąk wodą z butelki, jeśli mają ja pod ręką. Załatwić można się w krzakach. Obawiam się że przez to upada poziom higieny. Jest to szkoda kolateralna zamknięcia sieci knajp, barów, restauracji, wraz z ich toaletami. Ludność je na dworze brudnymi rękoma, z braku możliwości ich umycia (te środki chemiczne nie przyjęły się mimo reklam, niszczą naskórek).
Ludność coraz bardziej wylega na ulice, srając za krzakami i sikając po kątach. Nie mają skrawków papieru, którymi zwykle wycierali nosy, zabierając ze sobą ręczniki z toalet knajp czy barów. Przez to plują na ziemię zamiast do chustek i chusteczek. Ludności żal jest pieniędzy na takie środki czystości, ludzie są tak skąpi że ze skąpstwa w zbiorczych toaletach budynków nie udostępniają sobie nawzajem mydła czy papieru mimo pandemii. Polska nie jest Szwajcarią, toalet publicznych jest jak na lekarstwo, w dodatku zwykle są droższe niż po stronie niemieckiej, zwykle koszt umycia rąk to 3 złote.
Rozdanie maseczek dopiero po roku trwania pandemii
Dopiero po roku trwania pandemii ludności wydano lokalnie jakieś maseczki. Nieoficjalnie od pierwszego zgłoszenia wysłanego do kancelarii MZ z Zielonej Góry w sprawie masowych objawów choroby wirusowej- minęło około półtora roku. Według notatek redakcji, w marcu 2020 roku, rok temu, na przystankach komunikacji zbiorowej ludność kaszlała i charczała. Obecnie tego nie ma. Pod koniec września, w listopadzie 2019 roku- na koncertach w filharmonii wielokrotnie słychać było głośne objawy chorobowe, zdarzały się koncerty gdzie wiele osób było autentycznie mocno chorych. Zdarzył się koncert na którym sala była nieomal całkiem pusta, po tym fakcie redakcja- zaniepokojona- wysłała list do Ministra Zdrowia w listopadzie roku 2019. Już pytałem dnia 26 listopada 2019 "o panujący dziwny wirus związany z gardłem i oskrzelami". W majlu do ministerstwa opisałem zdarzenie sprzed półtora
roku- koncert w Filharmonii Zielonogórskiej na początku listopada 2019
roku, na który przyszło bardzo mało osób, choć - jak wówczas pisałem:
"większośc przychodzi zawsze bo ma abonamenty roczne".Tego już nie ma, w teatrze ostatnio, tuż przed lokdownem zabrakło biletów, ale nie było słychać kaszlu czy charczenia.
Opisywałem w tym liście sprzed półtora roku że "pełnia poskładała ludzi"
w Warszawie, opisywałem- co podkreślam- półtora roku temu, że "dziwny
wirus" jest związany z gardłem i oskrzelami, podałem też informację że
"wiele osób jest chorych". Na list ów- odpowiedziano mi, tłumacząc
iż w liście "nie zadałem żadnego pytania". Chcąc nadrobić ten brak, zapytam o szkody kolateralne tzw. septycznego stylu życia oraz o szkody kolateralne zamykania osób/ młodzieży w domach.
Zarzut kierowania zdrowych ku chorobie poprzez nakaz czy zalecenia tzw. septycznego stylu zycia
Wydaje mi się na podstawie uwaznych obserwacji, że osoby które przesadnie unikają kontaktu, przesadnie chowają się w zamkniętym septycznym świecie, natrafiwszy na kontakt z wirusem przechodza go dużo bardziej tragicznie (opieram się na obserwacji 3 osób z mojego otoczenia, które są aktualnie mocno chore, jedna pluła krwią). Osoby takie jak ja, wystawione na kontakt z wirusem przez styl życia sportowy oraz kontakt z wirusami poprzez kontakt z ziemią, może i wielokrotnie przebywają taką chorobę, ale bardzo łagodnie, tak że nawet nie przeszkadza im to za nadto w codziennej aktywności, może mieć postać ogromnego pragnienia picia celem wyplukania wirusa z organizmu. Wydaje mi się że poszedłem za taką obronną reakcją organizmu za pierwszym razem, i wirusa przebyłem w jedno popołudnie i wieczór. Mając pragnienie i pijąc kilkadziesiąt filiżanek ziół, rano znów jeździłem na snowboardzie.
Wczoraj spotkałem osoby które opoowiadały jak zyskują odporność wymieniając ślinę z osobami chorymi na covida, np,. poprzez wspólne palenie czegoś. Lokalnie osoby w wieku ponad 40 lat, moi rówieśnicy, prowadzą normalne życie, nikogo nie unikając, wspólnie to samo jedząc czy pijąc, wymieniając się śliną. Stosują zioła przeciwko wirusom, Zgodnie z podziałem zawartym w "Dekameronie" są tzw. centrystami, ani przesadnie nie unikając choroby, ani jej nie lekceważąc.
Mniemam że ludobójstwem jest sugerowanie tzw. septycznego stylu życia osobom które - żyjąc niczym centryści, mogłyby one pędzić normalny żywot codziennie, bez zbędnych czy specjalnych obaw o chorobę. Wprowadza to osoby te- bezcelowo unikające kontaktów z innymi- w różne choroby, w tym- w znacznie gorsze możliwości przebycia pandemii, w przypadku kontaktu z patogenem.
Pozdrawiam
Adam Fularz
Redakcja Polish News Agency
Dolina Zielona 24a
65-154 Zielona Góra
Poprzednie listy w sprawie:
Dnia 26.5.2020
Dzisiaj na targowisku miejskim przepytywałem zgromadzone przy straganach osoby- pytając kiedy były chore. Ciekawej odpowiedzi udzielono od strony ulicy Owocowej. Otóż usłyszałem że od listopada do grudnia dwoje straganiarzy miało takie objawy:
- piekły ich spojówki oczu
- dużo wydzieliny wypluwali
Co ciekawe później na skateparku po około godzinie też piekły mnie spojówki i teraz też mnie pieką ale z przerwami. Dużo saliwy dzisiaj wypluwam.
Dużo osób podawało daty z zakresu grudzień - styczeń a kilka osób podało że byli chorzy w lutym. Przepytywałem napotkane osoby. Badanie miało charakter pobieżny a próba losowa- ok. 20 do 25 osób nie spełnia warunków - były to osoby przypadkowe. Około połowy osób które odpowiadały, twierdziły że chorowały ciężko.
Po tym badaniu spotkałem kolegę który opowiadał mi że ciężko chorował w lutym br. Ostatni kolega spotkany jakieś 15 minut temu tą chorobę przechodził w Lombardii na obozie snowboardingowym.
Opr.
Adam Fularz
Dnia 18 maja 2020
do MZ
Szanowni Państwo,
Od czasu owej pandemii naliczyłem że już około 3 razy jeśli nie więcej- byłem na coś chory co obejmowało dreszcze, miałem też chwilowe duszności i serce mnie jeden raz rozbolało, i miałem trudności ze złapaniem powietrza, ale to minęło po chwili. Zwykle było to spowodowane wyziębieniem oganizmu.
Czy to prawda że na koronawirusa można chorować wiele razy? Mi tego typu choroby zajmują kilka godzin, potem to mija. Myślę że u nas lokalnie ludzie już przywykli do tego typu "ataków", i ten wirus już się trochę rozniósł w populacji. Z tego co rozmawiali pulmonolodzy z regionu, na przełomie stycznia i lutego u nas lokalnie przy granicy miała miejsce epidemia nieznanego schorzenia płuc.
U nas już od końca stycznia wracali ludzie z deski czy nart we Włoszech, ci ludzie potem chorowali.
Nie wiem czy jest sensowne zamknięcie barów, knajp i miejsc gdzie można coś wypić. Trudno jest ugasić pragnienie, a sklepów np. w niedziele jest mało czynnych, poza tym zwykle nie idzie się samemu coś pić. Poprzednio zwykle za 10 czy 15 złotych można było kupić chociaż szklankę świeżej lemoniady. Z tego co mi opowiadały osoby które wróciły z obozu snowłborodowego w Bormio w Lombardii, leczenie w ich przypadku wyglądąło tak że pili dużo płynów, pili picie "w opór i pod kurek". Celem było wypłukanie wirusa.
Obecnie z powodu pogody mniej osób przebywa w domach i ciężko jest uzupełniać płyny (na przykład ręcznie robionej lemoniady się nie kupi gdy bary są zamknięte. Ja produktów chemicznych nie kupuję, jeśli mam kupić wodę to kupuję tą w szklanych butelkach mimo że jest ona importowana aż z Włoch).
Myślę że zakaz srzedaży napojów w barach i knajpach bardzo istotnie utrudnia pozbywanie się wirusów z organizmu. Wczoraj była niedziela, cały dzień spędziłem czy to na targu, czy to w muzeum, czy to nad wodą, czy to w skateparku. Nigdzie niemal nie oferowano napojów. Sklepik w kasie muzeum nie działał- nie wiem czemu, chyba z powodu kwarantanny, a tam akurat piknikowaliśmy. Samo muzeum było czynne, było w nim dużo zwiedzających.
Piję dużo napojów i ciężko jest tak funkcjonować jeśli mamy "żyć z tym wirusem", jak to ujął szef tutejszego oddziału zakażnego. Tych napojów zwykle nie ma, bo punkty ich sprzedaży są pozamykane.
Pozdrawiam,
Adam Fularz
List z dnia 7 grudnia 2020 do KPRM
Szanowny Panie,
O ile mogę ocenić zachowanie osób które dobrze znam, odnoszą one
niekorzystne efekty kwarantanny. Osoba którą znam, nie mogąc wyjść na
dwór cierpiała na depresję w okresie choroby. Musiała w końcu
wychodzić na balkon i spędzać tam co najmniej 2 godziny dziennie, by
walczyć z depresją w okresie kwarantanny. Ta rodzina o wpół szkockich
korzeniach - wydawała się mieć z tego tytułu problemy z brakiem
witaminy D3, czyli depresję.
Starszej kobiecie Wysp Brytyjskich i jej tutejszemu mężowi robiłem
zakupy- mieli chorego w rodzinie, nie mogli wyjść z domu. Musiałem ich
też obsługiwać bo najprawdopodobniej to ode mnie przyszło zakażenie.
Ja sam złapałem to od kobiety w dredach, która przyszła chora na
imprezę, samemu chyba jeszcze nie wiedząc że ją ktoś zaraził. Gdy w
końcu ją poinformowano, ona pinformowała nas, a ja -wszystkich z
którymi się stykałem, czyli tylko tą rodzinę o korzeniach z owych
wysp.
Na imprezach zwykle wszyscy jemy i piejmy mniej więcej to samo, trudno
jest uniknąć wymiany śliny gdy się je jakiś owoc podawny w kółko. Mam
wrażenie że już 5. raz byłem chory na ową chorobę, ale dopiero teraz,
gdy ktoś mi powiedział że to covid, to skojarzyłem symtomy bardzo
popularnego u nas od ponad roku zespołu objawów.
Dnia 26 listopada - ROKU 2019- co podkreślę do kancelarii Ministra
Zdrowia wysłałem pytanie "o panujący dziwny wirus związany z gardlem i
oskrzelami". W majlu do ministerstwa opisałem zdarzenie sprzed ponad
roku- koncert w Filharmonii Zielonogórskiej na początku listopada 2019
roku, na który przysżło bardzo mało osób, choć - jak wówczas pisałem:
"większośc przychodzi zawsze bo ma abonamenty roczne".
Opisywałem w tym liście sprzed ponad roku że "pełnia poskładała ludzi"
w Warszawie, opisywałem- co podkreślam- ponad rok temu, że "dziwny
wirus" jest związany z gardłem i oskrzelami, podałem też informację że
"wiele osób jest chorych". Na list ów- nie odpowiedziano mi, tłumacząc
iż w liście "nie zadałem żadnego pytania".
Pytania nie postawiono, jest to zgodne z prawdą, tylko że tytuł owego
listu brzmiał: "Pytanie o panujący dziwny wirus związany z gardłem i
oskrzelami". Hmm, w liście - poza tytułem listu, istotnie nie było
pytania. Głupio jest się w tej sytuacji kłócić.
Ostatnie obseerwacje
Chorzy już zdrowieją, możnaby wznowić wiele atrakcji sportowych.
Chorych w pewnym momencie było tak dużo, że ja sam, nie będąc w pełni
zdrowy, w szczytowym okresie obsługiwałem z robieniem zakupów 3
rodziny, bo po prostu wszyscy inni w pewnym momencie byli dużo
bardziej chorzy lub na kwarantannie i pozostałem jedyną osobą "na
chodzie".
Argument szkód kolateralnych
Jako ekonomista sądzę że szkody kolateralne z tytułu trzymania ludzi w
zamkniętych pomieszczenaich w okresie kwarantanny mogą być większe niż
efekty pozytywne. Chorzy wpędzani są w depresję. Osoby starsze nie
mogą w tym okresie pozyskać witaminy D3 chodząc na słońcu, a jest owe
D3 konieczne by w ogóle wyjść z choroby. Weganie zaś nie mają
możliwości pozyskania D3 inaczej niż siedząc na słońcu. W domach
zwykle dochodzi do najcięższych wypadków- statystycznie to domy są
najniebezpieczniejszym miejscem dla przebywania (liczne wypadki np. w
kuchni) i zasadne jest - dla uniknięcia zbędnego cierpienia- aby w
okresie owej kwarantanny nie trzeba było przebywać w zamknięciu
domowym. Jest to po prostu statystycznie miejsce niebezpieczne jako
lokalizacja.
Wnoszę o zmianę - osoby chore po prostu mogłyby wychodzić z domu na
spacery (ustalonoby zasady takich wyjść), nie mogłyby wchodzić do
zamkniętych pomieszczeń ani na targowiska.
Inne obserwacje:
Przypomnę że odkąd byłem w gimnazjum, narkotyki były w całym regionie
przygranicznym dostępne dla nastolatków bez ograniczeń. W związku z
czym w okolicy nastolatki po prostu jarają dżointy już dość jawnie i
przy dorosłych.
(...)
załącznik:
Brak informacji na plakatach
Co powiedzieć osobom starszym które przesiadują w naszej okolicy - co prawda w maseczkach- zbyt blisko grup osób młodszych lub młodych? Czy MZ nie powinien rozwiesić jakichś plakatów instruujących osoby starsze wiekiem by nie siedziały całymi godzinami w odległości ledwie kilka metrów od grup osób młodych, w dodatku nie noszących masek, tak jak wczoraj? Te osoby nie odbierają Internetu ani telewizji.
Dwie starsze osoby płci męskiej bardzo długo mieszkały w skateparku i tam przebywały za dnia, aż mniej więcej w połowie pademii, jako korzystający z tego parku, zaskoczony tym że stale, aż po dziś dzień, staruszki przesiadują nieopodal osób młodych bez masek, zacząłem z nimi rozmawiać, by dopiero uświadomić im, że pod nazwą "koronawirus" albo "Sars-CoV-2" czai się epidemia lub pandemia grypy. Wg moich informacji takich informacji nie wywieszono, niewiele zrobiono aby przez proste komunikaty starając się trafić do osób nie korzystających z rozmaitych sieci. Dodatkowo osoby starsze nie mają wyboru- ławek jest niewiele, zwykle sa one pozajmowane przez młodzież.
Samemu nie mam nawet komfortu posiadania osobnej ławki w parku, jako samotny dorosły z rzadka dostąpię komfortu pozostawienia rzeczy w parku na ławce która nie była zajęta, jeśli tam uprawiam sport. Chcąc popić pozostawioną tam wodę, zwykle znajduję ławkę już zajętą. W Polsce infrastruktury parkowej jest tak mało, że nawet w pandemii lokalnie jest czymś zupełnie normalnym że na jednej ławce parkowej upychają się sobie zupełnie obce osoby, bo tego jest tak mało, zwłaszcza w miejscach nasłonecznionych. Prawdopodobnie staruszkowie byli świadomi niebezpieczeństwa zarażenia się w gęsto wypchanym ludźmi parku ale nie mieli wyboru chcąc się nasłonecznić, zażyć kąpieli słonecznej celem uzyskania witaminy D3. Resztę terenów zielonych zamieniono na parkingi, to ostatnie zielone połacie miasta, jedyna polana z jedynymi ławkami gęsto wypakowanymi młodzieżą na jedynym większym parku- starym cmentarzu w sercu miasta. W Polsce brakuje ławek i parków, bo te zlikwidowano pod parkingi.
Komentarze
Prześlij komentarz