Wspomnienie dnia 27.12.2020 część 1.

Bardzo wcześnie wstałem ale położyłem się spać chyba koło 21.30 lub 22giej.  Byłem zmęczony dniem wczorajszym (organizowałem wczoraj demonstrację w obronie parku w którym codziennie biegam, byłem też na spacerach i na skejcie). 

Święta mi podpasowały ideą wyleżenia się w łóżku. Gości w czasie świąt Bożego Narodzenia przychodziło mniej. Wpadło do mnie kilka osób tylko.  

No więc obudziłem się dzisiaj o 3.30 dzień wcześniej każąc by mój zegar wewnątrz mnie obudził mnie skoro świt.  Chyba przesadziłem.  Wyczekałem do 5.45 i ogarniam się na wyjazd na snowboarding. Pakuję swe staffy w plecak. Są to buty sportowe na zmianę (snołbordowe buty wolę mieć na nogach bo zamiast nosić je w plecaku po prostu mogę w nich jechać). Majtki na zmianę par 3-4.  Skarpetki sztuk kilka. Bielizna termoaktywna na zmianę. Z takim zestawem idzie w górach przetrwać ze dwa tygodnie jeśli to regularnie pierzesz w umywalce. Buty,  kombinezon,  zbroję biorę jako ubranie na siebie. Jadę pociągiem już w zbroi, w kasku i w butach. Nie chcę tego osobno nosić.  Na miejscu po prostu od razu jeżdżę. 

Wyjechałem pociągiem z rana ku rozpaczy mojej matki i ojca. Byli przekonani że to zły pomysł by jechać w góry w tym czasie. W podróży pasażerowie byli dość rozmowni. Opowiadali różne historie o sobie czy o okolicy przez którą podróżowaliśmy. Jeden z nich zarzucił że Polacy chcieliby zarabiać na turystyce nic nie inwestując w infrastrukturę turystyczną.  Inny z kolei pokazywał rozpadłe szlaki turystyczne którymi szliśmy.  Pokazywał punkty widokowe tłumacząc że przed wojną światową wszystkie te atrakcje turystyczne były zadbane.  A teraz? Owe pagórki widokowe zarosły, nie są już tak atrakcyjne jako miejsca widoków. 

W górach przegrałem z wiatrem i musiałem zawrócić z powodu zamarzania mojej twarzy na wietrze wiejącym ok. 100 km/h.  

Wracałem z gór tym samym szlakiem turystycznym którym z rana mnie prowadził lokalny mieszkaniec. Ale już go nie znalazłem po zmroku.  Zgubiłem się przy ulicy Śnieżnej w m. Przesieka i lokalsi byli pomocni. Ktoś mi pomógł z mieszkańców.  Powiedział że na rogu ulic był kamień z oznaczeniem szlaku ale ktoś go już zabrał.  I teraz ludzie błądzą.  Ja się wybrałem szlakiem turystycznym po zmroku.  Nie miałem latarki.  Znaki na szlaku były mało widoczne lub dwuznaczne. Na rozstajach ścieżek czy dróg nie zawsze byłem pewien gdzie skręcić. Szedłem tak jak mi kazali lokalsi, albo na pamięć albo na czuja. 

Mężczyzna kazał mi się cofnąć sto metrów w dół i skręcić w lewo. Szlak turystyczny znalazłem tylko dlatego że nim już szedłem i pamiętałem zakrzywione sztachety czy układ budynków mieszkalnych.  Prowadzili mnie tu wcześniej inni lokalni mieszkańcy - przekonani dość słusznie że na szlaku tak oznakowanym bym się zgubił. 

Opr. Adam Fularz


--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl

Komentarze

Artykuły